25.08.2010 14:36
Relacja: z Bielska do Azji
Wyruszamy z Bielska-Białej w deszczowy piątek 25 czerwca około 9 rano, żegnani przez naszych przyjaciół motocyklistów i znajomych. Mkniemy przez Nowy Sącz, Krosno i Przemyśl do granicy polsko-ukraińskiej w Medyce i po godzince jesteśmy już na Ukrainie.
Pierwszy biwak rozkładamy około 50 km za Lwowem, w "pięknych okolicznościach przyrody". Nie przewidzieliśmy tylko nocnej ulewy, która rozmiękczyła grunt tak, że rankiem pokonanie kilometra do utwardzonej drogi zajmuje nam ponad 15 minut.
Przelot przez Ukrainę odbywa się bez
problemów poza nieudaną próbą wyłudzenia
od nas łapówki za przepisową jazdę przez
miejscowy patrol milicji. Trzeciego dnia dojeżdżamy do granicy
ukraińsko-rosyjskiej. Ogromne zdziwienie:
okazuje się, że jesteśmy 8 godz. wcześniej niż
rozpoczyna się ważność naszych wiz i musimy koczować do
północy pomiędzy granicami na ziemi niczyjej. W
nocy co prawda kolejki po stronie rosyjskiej nie ma, ale i
tak bieganie od okienka do okienka po pieczątki zabiera
nam prawie dwie godziny...
Tym sposobem dopiero
przed 2 godz. w nocy wjeżdżamy do Rosji i po 60
km znajdujemy dobre miejsce na biwak. Szybkie rozbicie
namiotów i upragniony odpoczynek po długim
dniu.
Dwa dni później, na wysokości miasta Tambow, po kilku dniach pościgu dogania nas doświadczony podróżnik motocyklowy Sławek z Kołobrzegu na swojej LC4 Adventure, który także wybiera się do Magadanu, a z którym jeszcze w Polsce postanowiliśmy połączyć siły. Gwoli ścisłości, to Robert wraca się 60 km, spuszcza ze swojej Afry paliwo i tankuje motocykl Sławka, któremu nocą na trasie zabrakło benzyny. Ruszamy dalej w trójkę.
Dzień obfituje w ciekawe wydarzenia. Najpierw przed Penzą spotykamy Szweda na rowerze, który spokojnie wraca z Tybetu. Wkrótce dojeżdżają do nas dwaj złotozębni Kazachowie na motocyklu przerobionym tak, że dopiero po kilku minutach oględzin rozpoznaję w nim nic innego jak tylko XRV 750 Africa Twin:). Proponujemy wszystkim kawę i wnet na przydrożnej łące roznosi się jej miły zapach, a my w wyśmienitych humorach rozmawiamy o podróżowaniu, zajadając się pysznymi ciastkami, którymi częstują Kazachowie. Po miło spędzonej godzince wymieniamy się adresami e-mail, żegnamy się i pomykamy w swoją stronę w eskorcie złotozębnych, którzy po około 300 km odbijają w stronę granicy swojego państwa. Robert, Sławek i ja jedziemy pod Samarę, gdzie znajdujemy świetne miejsce na biwak.
Wieczorem Sławek przyznaje się do problemów ze sprzęgłem w swoim motocyklu. Próbuję wysprzęglić, ale opór jest taki, że boję się złamania klamki. Szybka decyzja: rozbieramy sprzęgło, żeby znaleźć przyczynę. Po zdjęciu pokrywy widzę mieniące się opiłki aluminium w oleju, co szczerze mnie martwi, tym bardziej że Sławek ma tylko 1 litr oleju ze sobą. Ponieważ przyczyną problemów okazuje się zużyty docisk, składamy wszystko z powrotem i kładziemy się spać - dochodzi już 2 godz. w nocy. Nazajutrz podejmujemy decyzję, że jedziemy do Ufy poszukać sklepu motocyklowego lub serwisu, który mógłby zużytą część zamówić. Przed miastem spotykamy miejscowego bikersa, który prowadzi nas pod sklep motocyklowy, gdzie Sławek kupuje olej do LC4 i ze względu na brak możliwości zamówienia części podejmuje decyzję powrotu do Polski. Tym sposobem z Ufy w kierunku Czelabińska wyruszamy znów w dwójkę.
Droga pomiędzy tymi dwoma miastami to głównie podjazdy i zjazdy, szczególnie na 250-kilometrowym odcinku prowadzącym przez południowy Ural. Wieczorem, po pokonaniu ponad 600 km, mijamy Czełabińsk. Jesteśmy w Azji.
Archiwum
Kategorie
- Ekstremalnie (6)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)