zapraszam na moto-fan
Najnowsze komentarze
motoulubieniec
do zdjęcia: W_adywostok _azja_ 435
do:
Hej,
Czy moglibyśmy się jakoś sko...
do zdjęcia:
Cóż za widoki... :)
do:
:) Stary, szczesciarzu, mentorze :...
do:
Więcej komentarzy
no maniek jestes kozak i twój kole...
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
25.08.2010 14:39
Relacja: w Azji
Pierwszy dzień w Azji i zachwyt bezkresnymi syberyjskimi przestrzeniami. Mijamy jeziora, maleńkie i wielkie, ogromne lasy, które są niemal wyłącznie brzozowe, co zresztą wielce nas zaskakuje, bo Syberia (nie wiedzieć czemu) kojarzyła nam się głównie z lasami iglastymi.
Miejsce na pierwszy syberyjski biwak znajdujemy na
niewielkiej polanie w takim właśnie ogromnym brzozowym
lesie. Rozpalamy ognisko, otwieramy piwko i pieczemy
kiełbaski, rozmawiając o urokach Syberii:). Czegóż
można chcieć więcej? Ano można! Niech znikną komary, które
tną bezlitośnie, a są co najmniej trzy razy
większe od polskich. To one będą od teraz
nieodłączną częścią prawie każdego biwaku.
Rano, jak zawsze, szybkie pakowanie i zasuwamy. Po 100 km okazuje się, iż - zachwyceni biwakiem - zapomnieliśmy pompki do kół i paru jeszcze mniej istotnych rzeczy. Postanawiamy jechać, a po zostawione rzeczy zawinąć w drodze powrotnej. Pomykamy sobie więc dalej, podziwiając piękno przepastnej Syberii, z szerokimi uśmiechami na twarzach, aż tu nagle moja Afryka postanawia odpocząć i gaśnie w najlepsze na środku 200-kilometrowej prostki... Szybkie spojrzenie na licznik uświadamia mi, że od domu dzieli mnie niecałe 5 tys. km, ale myślę sobie: spokojnie to na pewno jakaś pierdoła:). Kontrolki świecą, rozrusznik nie działa. Po godzince szukania znajdujemy bezpiecznik, który tkwi w miejscu, którego nie można od razu dostrzec. Po założeniu nowego Afra chętnie odpala, stwierdzając, że już odpoczęła. Możemy jechać dalej.
Następne dni to zasuwanie od rana do późnego popołudnia, z kilkoma przerwami na tankowanie, jedzenie itd. Dziesiątego dnia podróży w małym miasteczku Jurga, jakieś 300 km za Nowosybirskiem, postanawiamy po raz pierwszy przenocować w motelu, który pomagają nam znaleźć dwaj sympatyczni Rosjanie ze złotej łady. Nie będę się rozpisywał, jak miło wykąpać się po dziesięciu dniach jazdy motocyklem - każdy niech spróbuje.
Rano czyści i pachnący zwijamy się i jedziemy dalej w kierunku Krasnojarska. Rosja może się pochwalić niezłymi drogami i pięknymi obwodnicami wokół niemal każdego miasta przy głównej trasie. Są one zbudowane z ogromnym rozmachem, np. obwodnica Czelabińska ma około 140 km, a Nowosybirska - 100 km. Toż to prawie jak M25 wokół Londynu... Może i my się jeszcze dobrych dróg doczekamy? :). Milicja, której jest tu mnóstwo, nie urządza polowań na motocyklistów z Europy Zachodniej co jest normą na Ukrainie. Nawet jeśli panowie z „DPS" (skrót od Darożnaja Patrolowa Służba) złapią motocyklistę z Zachodu za jakieś niewielkie przewinienie, to po sprawdzeniu dokumentów i zapytaniu "odkuda i kuda wy jedietie", przeważnie puszczają wolno bez mandatu. A mandaty ponoć są w Rosji dosyć wysokie. Przy okazji przestrzegam wszystkich przed wyprzedzaniem na zakazie i ciągłej linii - takie przewinienie jest w Rosji karane utratą prawa jazdy na trzy miesiące.
To zapewne jeden z powodów, dla których Rosjanie jeżdżą naprawdę bardzo przepisowo i bezpiecznie, czego my w Polsce możemy im tylko pozazdrościć.
Trzynastego dnia podróży spotykamy się przed zamkniętym przejazdem kolejowym z Monahem na R1150GS, miejscowym motocyklistą, z którym Robert nawiązał kontakt jeszcze przed wyjazdem, i już razem pokonujemy ostatnie 300 km do Irkucka. Na miejscu Monah zaprasza nas do siebie i spędzamy miły wieczór przy piwku, dyskutując o motocyklach i podróżowaniu. Nazajutrz rano szybkie pakowanie, serdeczne pożegnanie z bratem motocyklistą i ruszamy w kierunku Bajkału. Po kilku godzinach 200 km za nami. Nareszcie jest Bajkał!!! Piękny i ogromny robi niesamowite wrażenie. W dużej części otaczają go góry, stąd po przejechaniu przez przełęcz i zjechaniu w dół nad samą wodę temperatura spada o około 15°C, z 25 do 10. Stajemy nad brzegiem i wnet podjeżdża do nas wstawiony Buriat ogromnym Land Cruiserem, od którego dowiadujemy się, że nad Bajkałem tak chłodno jest przez całe lato. To jezioro jest ogromnym akumulatorem energii cieplnej i pomimo ponad 40-stopniowych mrozów już od początku grudnia zamarza dopiero początkiem lutego, a topnieje końcem kwietnia i przez całe lato oddaje nagromadzony przez zimę chłód.
Po 2-godzinnej drzemce na plaży stwierdzamy zgodnie z Robertem, że trochę tu dla nas za chłodno i jedziemy do Ułan-Ude, gdzie temperatura znów skacze 15°C, tym razem do góry. Za miastem znajdujemy świetne miejsce na biwak: górę, z której rozciąga się piękny widok na potężny dopływ Bajkału, rzekę Selenga i całe miasto Ułan-Ude.
Następnego dnia dojeżdżamy aż za Czitę i postanawiamy zrobić sobie przerwę po piętnastu dniach jazdy. Mamy taki głód jazdy, że następnego dnia robimy ponad 1000 km w 13 godzin, w tym ponad 100 km szutrów, które co jakiś czas pojawiają się już od Krasnojarska. Na jednym z takich odcinków, podczas wyprzedzania jednej z ciężarówek, które wzniecają tumany pyłu, Robert łapie kapcia w przednim kole ( jego licznik wskazuje 100km/h). Nie wiem jak, ale opanował obładowaną Afrykę i zatrzymał się bez gleby.
Robert - wielki szacun dla Ciebie Przyjacielu!!! Ucierpiał jedynie duży palec u nogi Roberta, który najpierw spuchnął dosyć mocno, a później zmienił kolor na czerwono-siny. Szczęśliwie, nie było to nic groźnego. Wymiana dętki zajmuje nam godzinkę i ruszamy w dalszą drogę. Obiecujemy sobie nie przekraczać na szutrach 80 km/h.
Przed Skorowodino spotykamy Krisa z Kalifornii na R1150GS Adventure. Chwilę później podjeżdża trzech Rosjan z Władywostoku na TDM 900 i dwóch Africach. Rosjanie proponują nam żebyśmy wybrali się do Władywostoku, a oni pomogą nam załatwić statek do Magadanu i tym sposobem upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu, poza tym nie będziemy musieli wracać tą samą drogą. Nie trzeba nas dwa razy na takie rozwiązanie namawiać. Wymieniamy spojrzenia i decyzja podjęta. Wymieniamy z Rosjanami numery telefonów i jedziemy dalej. Trzy dni później jesteśmy już we Władywostoku:) Z Bielska - Białej do rogatek Władywostoku stuknęło 11 500 km. Robimy kilka fotek przy wylocie z tego ogromnego i zatłoczonego miasta i jedziemy 150 km . na wschód, w okolice miasta Nahodka, żeby popływać w ciepłym Mmorzu Japońskim i odpocząć kilka dni w oczekiwaniu na telefon od rosyjskich bikersów w sprawie naszego statku do Magadanu.
Rano, jak zawsze, szybkie pakowanie i zasuwamy. Po 100 km okazuje się, iż - zachwyceni biwakiem - zapomnieliśmy pompki do kół i paru jeszcze mniej istotnych rzeczy. Postanawiamy jechać, a po zostawione rzeczy zawinąć w drodze powrotnej. Pomykamy sobie więc dalej, podziwiając piękno przepastnej Syberii, z szerokimi uśmiechami na twarzach, aż tu nagle moja Afryka postanawia odpocząć i gaśnie w najlepsze na środku 200-kilometrowej prostki... Szybkie spojrzenie na licznik uświadamia mi, że od domu dzieli mnie niecałe 5 tys. km, ale myślę sobie: spokojnie to na pewno jakaś pierdoła:). Kontrolki świecą, rozrusznik nie działa. Po godzince szukania znajdujemy bezpiecznik, który tkwi w miejscu, którego nie można od razu dostrzec. Po założeniu nowego Afra chętnie odpala, stwierdzając, że już odpoczęła. Możemy jechać dalej.
Następne dni to zasuwanie od rana do późnego popołudnia, z kilkoma przerwami na tankowanie, jedzenie itd. Dziesiątego dnia podróży w małym miasteczku Jurga, jakieś 300 km za Nowosybirskiem, postanawiamy po raz pierwszy przenocować w motelu, który pomagają nam znaleźć dwaj sympatyczni Rosjanie ze złotej łady. Nie będę się rozpisywał, jak miło wykąpać się po dziesięciu dniach jazdy motocyklem - każdy niech spróbuje.
Rano czyści i pachnący zwijamy się i jedziemy dalej w kierunku Krasnojarska. Rosja może się pochwalić niezłymi drogami i pięknymi obwodnicami wokół niemal każdego miasta przy głównej trasie. Są one zbudowane z ogromnym rozmachem, np. obwodnica Czelabińska ma około 140 km, a Nowosybirska - 100 km. Toż to prawie jak M25 wokół Londynu... Może i my się jeszcze dobrych dróg doczekamy? :). Milicja, której jest tu mnóstwo, nie urządza polowań na motocyklistów z Europy Zachodniej co jest normą na Ukrainie. Nawet jeśli panowie z „DPS" (skrót od Darożnaja Patrolowa Służba) złapią motocyklistę z Zachodu za jakieś niewielkie przewinienie, to po sprawdzeniu dokumentów i zapytaniu "odkuda i kuda wy jedietie", przeważnie puszczają wolno bez mandatu. A mandaty ponoć są w Rosji dosyć wysokie. Przy okazji przestrzegam wszystkich przed wyprzedzaniem na zakazie i ciągłej linii - takie przewinienie jest w Rosji karane utratą prawa jazdy na trzy miesiące.
To zapewne jeden z powodów, dla których Rosjanie jeżdżą naprawdę bardzo przepisowo i bezpiecznie, czego my w Polsce możemy im tylko pozazdrościć.
Trzynastego dnia podróży spotykamy się przed zamkniętym przejazdem kolejowym z Monahem na R1150GS, miejscowym motocyklistą, z którym Robert nawiązał kontakt jeszcze przed wyjazdem, i już razem pokonujemy ostatnie 300 km do Irkucka. Na miejscu Monah zaprasza nas do siebie i spędzamy miły wieczór przy piwku, dyskutując o motocyklach i podróżowaniu. Nazajutrz rano szybkie pakowanie, serdeczne pożegnanie z bratem motocyklistą i ruszamy w kierunku Bajkału. Po kilku godzinach 200 km za nami. Nareszcie jest Bajkał!!! Piękny i ogromny robi niesamowite wrażenie. W dużej części otaczają go góry, stąd po przejechaniu przez przełęcz i zjechaniu w dół nad samą wodę temperatura spada o około 15°C, z 25 do 10. Stajemy nad brzegiem i wnet podjeżdża do nas wstawiony Buriat ogromnym Land Cruiserem, od którego dowiadujemy się, że nad Bajkałem tak chłodno jest przez całe lato. To jezioro jest ogromnym akumulatorem energii cieplnej i pomimo ponad 40-stopniowych mrozów już od początku grudnia zamarza dopiero początkiem lutego, a topnieje końcem kwietnia i przez całe lato oddaje nagromadzony przez zimę chłód.
Po 2-godzinnej drzemce na plaży stwierdzamy zgodnie z Robertem, że trochę tu dla nas za chłodno i jedziemy do Ułan-Ude, gdzie temperatura znów skacze 15°C, tym razem do góry. Za miastem znajdujemy świetne miejsce na biwak: górę, z której rozciąga się piękny widok na potężny dopływ Bajkału, rzekę Selenga i całe miasto Ułan-Ude.
Następnego dnia dojeżdżamy aż za Czitę i postanawiamy zrobić sobie przerwę po piętnastu dniach jazdy. Mamy taki głód jazdy, że następnego dnia robimy ponad 1000 km w 13 godzin, w tym ponad 100 km szutrów, które co jakiś czas pojawiają się już od Krasnojarska. Na jednym z takich odcinków, podczas wyprzedzania jednej z ciężarówek, które wzniecają tumany pyłu, Robert łapie kapcia w przednim kole ( jego licznik wskazuje 100km/h). Nie wiem jak, ale opanował obładowaną Afrykę i zatrzymał się bez gleby.
Robert - wielki szacun dla Ciebie Przyjacielu!!! Ucierpiał jedynie duży palec u nogi Roberta, który najpierw spuchnął dosyć mocno, a później zmienił kolor na czerwono-siny. Szczęśliwie, nie było to nic groźnego. Wymiana dętki zajmuje nam godzinkę i ruszamy w dalszą drogę. Obiecujemy sobie nie przekraczać na szutrach 80 km/h.
Przed Skorowodino spotykamy Krisa z Kalifornii na R1150GS Adventure. Chwilę później podjeżdża trzech Rosjan z Władywostoku na TDM 900 i dwóch Africach. Rosjanie proponują nam żebyśmy wybrali się do Władywostoku, a oni pomogą nam załatwić statek do Magadanu i tym sposobem upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu, poza tym nie będziemy musieli wracać tą samą drogą. Nie trzeba nas dwa razy na takie rozwiązanie namawiać. Wymieniamy spojrzenia i decyzja podjęta. Wymieniamy z Rosjanami numery telefonów i jedziemy dalej. Trzy dni później jesteśmy już we Władywostoku:) Z Bielska - Białej do rogatek Władywostoku stuknęło 11 500 km. Robimy kilka fotek przy wylocie z tego ogromnego i zatłoczonego miasta i jedziemy 150 km . na wschód, w okolice miasta Nahodka, żeby popływać w ciepłym Mmorzu Japońskim i odpocząć kilka dni w oczekiwaniu na telefon od rosyjskich bikersów w sprawie naszego statku do Magadanu.
Archiwum
Kategorie
- Ekstremalnie (6)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)